13."Jadłonomia" Marta Dymek

Na talerzu dzisiaj jedna z gorętszych książek na rynku. Może to przez coraz dziwniejszą modę na vege jedzenie, ale ja nikomu do garnka zaglądać nie zamierzam. Marta Dymek, autorka Kulinarnego Bloga Roku 2013 Jadłonomia, dzieli się w swojej książce zatytułowanej również Jadłonomia ,przepisami na potrawy wykorzystujące wyłącznie produkty roślinne. Popyt na książkę jest tak duży, że po raz kolejny zrobiono dodruk. Sprawdzimy zatem, co się w niej kryje. Ciekawe czy numer trzynasty przyniesie autorce pecha ;)

Na samym początku ostrzegę wszystkich vege fanów Marty Dymek. Książkę testuje zadeklarowany mięsożerca i nie mam zamiaru dawać książce żadnych forów ze względu na jej popularność właśnie wśród środowisk wegetariańsko-wegańskich. Coś mam wrażenie, że się niektórym narażę, ale postanowiłem pisać o smakach, które czuję i to co o książce myślą. Tak było, jest i będzie w każdej mojej recenzji.

Książka wydana jest porządnie, zgodnie z obecną modą na ekologiczny papier, pismo stylizowane na ręczne,pisane krzywą czcionką. Wizualnie wszystko wydaje się w porządku, chociaż książka jest nieco toporna, 100 przepisów a wygląda na encyklopedię zawierającą przynajmniej 500. Pachnie też dziwnie. Mimo, że całość ma być ekologiczna(papier itd.) pachnie farbą olejną.

Wybrałem trzy przepisy, które wydały mi się najbardziej zbliżone do mojego gustu, stylu gotowania albo zawierały moje ulubione warzywa.

Pasztet z selera (str. 27). Mimo moich obaw odnośnie braku jajek, masa po zmieleniu blenderem jest zwarta i ma teksturę prawdziwego pasztetu. Po upieczeniu konsystencja jest nieco luźniejsza niż w tradycyjnym pasztecie, ale smakowo nie mam zastrzeżeń. Jest słodko(może powinno być więcej przypraw dających wytrawny posmak), seler mocno się wybija, co nie każdemu może odpowiadać. na początek proponuję więc przygotować Wam połowę porcji. Po usmażeniu/uduszeniu selera smak przypominał na początku warzywa w rybie po grecku. Czytając przepis możemy trochę się pogubić, ponieważ wymienia on 100 ml oleju, który należy dolać do zmiksowanej masy. Ale nieuważni mogą go dodać od razu podczas duszenia warzyw. Wtedy zostaniemy bez oleju do dodania. Potrawa na plus, chociaż z małymi zastrzeżeniami odnośnie dominującego smaku selera(wiem, wiem, to pasztet z selera).

 (z lewej strony zdjęcie z książki, z prawej moje)

Brukselka z batatami i kruszonką cytrynową (str. 59). Ten przepis nie trafi na listę moich ulubionych. Nie dlatego, że zawiera brukselkę, bo mimo mojej mięsożerności uwielbiam warzywa. Tej potrawie jednak brakuje według mnie harmonii. Brukselka upieczona w punkt(specjalnie szukałem mniejszych, jak radzi autorka), jednak to dla mnie jedyny plus. Bataty, mimo że słodkie, to również są bardzo mączne. Dodajcie do tego kruszonkę, która nie wyszła(proporcje podane w książce chyba nie do końca pasowały - 50 g tłuszczu na 100 g mąki? trochę mało) i której jest bardzo dużo. Podczas jedzenia nie mamy niczego chrupiącego, brakuje czegoś soczystego, kwaśnego(cytryna w kruszonce tylko lekko orzeźwia), czegoś kremowego. Brakuje elementu, który wszystko razem scali w jedną całość. Nie wiem czy historia o Marco z Sycylii jest prawdziwa, bo ta brukselka smakuje po prostu jak brukselka.

 (z lewej strony zdjęcie z książki, z prawej moje)

Cytrynowe placki z cukinii (str. 129). Szukałem mąki z ciecierzycy, nie znalazłem nigdzie, więc kupiłem suszoną ciecierzycę, zmieliłem w młynku do kawy i przesiałem. Masa przed smażeniem, z racji braku jajka jest bardzo sypka(po prostu starta cukinia). Sama mąka nie jest w stanie związać tartej cukinii z dodatkami. Potrzebna jest jakaś spoina, dzięki której chociażby da się placki formować i usmażyć bez rozpadania. Po usmażeniu nie są chrupiące, łatwo się rozpadają. Osoby, które czytają moje blogi oraz te które znają mnie osobiście wiedzą, że cukinia to moje ukochane warzywo. Dlatego ten przepis musiałem przetestować i okazał się słaby. Placki smakują nieco sianem, a raczej czym pomiędzy sianem a szpinakiem(lubię szpinak, ale niekoniecznie siano). Są lekko kwaśne, tutaj plus, chociaż mąka z ciecierzycy jakby nie zdążyła się ugotować(było czuć surowizną). Tutaj również brakuje harmonii: kwaśne kapary, kwaśne pomidory suszone w oleju, kwaśna cytryna i biedna cukinia, która nie miała się jak bronić.

 (z lewej strony zdjęcie z książki, z prawej moje)

Zdjęcia w książce są, nie wiedzieć czemu, przydymione. Dają wrażenie chorowitości, słabości, jakby wszystko miało się zaraz rozpaść. Chociaż skupiają się one na potrawach, nie ma na nich przesadzonych ozdób i elementów w tle. Są schludne i estetyczne.

Czy książka warta jest swojej ceny(69zł!)? Nie, zdecydowanie cena pokazuje moim zdaniem sztuczną popularność, skierowaną w głównej mierze na zysk. Czemu wszystko co eko czy wege musi być drogie?
Czy książka przekonuje do zaprzestania jedzenia mięsa? Nie, mnie wręcz przekonuje, że wegańskie jedzenie jest niesmaczne(mówię tak, w odniesieniu do tej książki, bo zdaję sobie sprawę, że istnieją pyszne potrawy z samych roślin, taka dynia duszona w sosie pomidorowym... mmm...).

Może jestem mało obiektywny, jeżeli chodzi o wegańskie publikacje, ale najważniejszy jest smak, którego zabrakło w testowanych potrawach. Ochy i achy, które krążą w koło Jadłonomii są według mnie mocno przesadzone. Zdziwić może też widok autorki, która na zdjęciu ubrana jest w wełniany futropodobny sweter - bardzo wege :D

Ocena nie będzie za wysoka, ale według mnie najbardziej sprawiedliwa. Jeżeli na trzy przetestowane przepisy w każdym było coś nie tak, to znaczy że książka też nie jest do końca dopracowana.
Na koniec jeszcze do pytanie do rozmyślania. Po co stosować sól, która nadaje jajeczny posmak, skoro świadomie się z tych jajek rezygnuje? Z tym pytaniem Was pozostawię, może mi to ktoś wyjaśni w końcu.


tytuł: Jadłonomia
autor: Marta Dymek
wydawnictwo: Wydawnictwo Dwie Siostry
rok wydania: 2014
ocena: 6,5/10

Pozdrawiam i życzę smacznej lektury :D
Kacper T. ;)

Komentarze

  1. Z jajek rezygnujemy w większości wypadków ze względów etycznych lub zdrowotnych (najczęstsze motywacje wegan), nie smakowych. Czarna sól ani kur nie krzywdzi, ani nie zawiera białka zwierzęcego. Dlaczego zatem jej nie używać jako przyprawy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kura chyba nie cierpi podczas znoszenia jajek? Robi to codziennie. Na wsi chyba nikt kury nie trzyma w klatce z 10 innymi. Czemu takich jajek nie mogą weganie jeść, jeżeli chodzi o kwestie etyczną?

      Usuń
    2. Jajka znoszą tylko kury. Poczytaj sobie, co się robi z nowo urodzonymi kogutkami- są wrzucane do miażdżarki żywcem, lub duszone w workach plastikowych. Chłopi sprzedający jajka z podwórka kupują tylko kury i może jednego koguta. Zatem cały przemysł jajczarski bazuje na tym procederze. Dlatego nie jemy jajek.

      Usuń
    3. Jest to moim zdaniem zbyt duże uogólnienie. Są to wyjątki, które jednak mają mocny wydźwięk. Równie dobrze można powiedzieć, że własna uprawa warzyw jest zła, ponieważ są przypadki, kiedy przez uprawy do środowiska dostają się sztuczne nawozy itd. Są też ludzie, którzy mają własne jajka, wiedzą czym karmią kury, nie duszą i nie miażdżą ich żywcem.

      Usuń
  2. Bardzo stronnicza recenzja, a komentarz odnośnie ceny mnie rozwalił! Ile może kosztować książka w twardej oprawie, na porządnym papierze z taką ilością stron? Przecież nawet przedruki Jamiego i Nigelli kosztują 89 złotych a są gorzej wydane! A co do placków to polecam czytanie ze zrozumieniem, być może by się nie rozpadły, gdybyś użył mąki z CIECIERZYCY tak jak mówi przepis ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście z soczewicą to tylko błąd przy pisaniu. Używałem suszonej ciecierzycy, zawsze mi się nazwy mylą, chociaż w tym przypadku różnica nie byłaby zbyt duża jeżeli chodzi o rozpadanie się placków, wręcz żadna, bo mąka tutaj wciąga wodę, ale nie związuje składników. Możesz powiedzieć, w którym miejscy recenzja jest stronnicza, ja wypunktowałem to co mi nie pasowało, proszę o to samo :)

      Książki Jamieo i Nigelli to według mnie coś innego. One są nastawione ewidentnie na zysk, a i nazwiska znane są na całym świecie. Te osoby pracowały na swoją markę po kilkanaście lat i porównywanie Nigelli i Jamiego do Marty Dymek jest chyba lekkim nadużyciem. ;)

      Usuń
    2. Mi te placki też nie wyszły, rozwaliły się totalnie :P Resztę masy kulałam jak na kotlety i dopiero coś tego wyszło. Ale wg mnie było smaczne :)

      Usuń
  3. Od dłuższego czasu zastanawiam się nad fenomenem tej ksiązki i do tej pory nie wiem o co chodzi. Zgadzam się że Marta pokazala Polakom, że posiłki vege nie muszą być nudne, co udowadnia na swoim blogu, ale ta książka nie do końca jest dopracowana i zgadzam się z tą oceną. Powiem nawet więcej dla mnie 6,5 to za duża łaskawość. Usprawiedliwiam to tym, że książką ta jest pierwszą książką blogerki i stąd się biorą wpadki, ale z drugiej jednak strony przy tej cenie chce się mieć pewność że przepisy wyjdą, a tu nie zawsze tak się dzieje, niestety. Ale bloga uwielbiam i program Marty też

    OdpowiedzUsuń
  4. A JA STAJE W OBRONIE - GLOWNIE PLACKOW Z CUKINI, BO SA MEGA PYSZNE... I PYTANIE DLA GOTUJACYCH - "NIE VEGE" I TRADYCYJNIE - NP Z KSIAZKI KUCHARSKIEJ PT " KUCHNIA POLSKA" - CZY TAM TEZ ZAWSZE WSZYSTKO SIE UDAJE ???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tych starych książek kucharskich o kuchni staropolskiej jeszcze mi się nie zdarzyło, aby cokolwiek nie wyszło. Ale wtedy były one tworzone przez prawdziwe autorytety.
      Co do placków, uważam, że taka ilość kwaśnych składników, które dominują nie jest czymś, co można uznać za udaną potrawę. Każdy ma swój gust i trudno dogodzić każdemu. Ja uważam jednak, że książka nie zasługuje na wyższą ocenę i podpisuję się pod tym swoim nieznanym i nic nieznaczącym nazwiskiem :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty